Zamach systemu na majątek? Państwo cofa własność działek – bez sądu!

„Sprostowanie” zamiast sądu – jak państwo odbiera działki bez procesu?

Adrian Kosta
8 min czytania

Wyobraź sobie: od trzech dekad żyjesz na swojej działce. Masz dom, papier, podatki, dziedziczysz po przodkach lub przekazujesz dzieciom. Pewnego dnia otrzymujesz pismo – nie pamiątkę, lecz sądowe „sprostowanie”. Znikasz z księgi wieczystej. Bez ostrzeżenia, bez rozprawy, bez pytania. Twój adres. Twój dom. Twój świat. Nie istniejesz – administracyjnie. Tak właśnie wygląda szara, ponura rzeczywistość dziesiątków, może setek rodzin na Pomorzu. Uszi, znany z publicystycznej precyzji i odwagi, rozpracowuje kulisy tej administracyjnej bomby.

„Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?” – czyli własność w czasach prostowania

Część osób, które właśnie przeżywają taki dramat, łączy jeden scenariusz: nagłe „sprostowanie” z sądu, wykreślenie z księgi wieczystej – pomimo prawomocnego aktu własności sprzed 30 lat.

„Wyobraź sobie, przez prawie 30 lat żyjesz w domu, który jak sądzisz należy do ciebie. Masz papiery, płacisz podatki, wszystko. Zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy. Aż nagle państwo stwierdza, że nigdy nie byłeś właścicielem działki, na której stoi dom – możesz sobie go wziąć na plecy.”

To nie jest sąsiedzki konflikt ani głupi błąd urzędnika – to systemowe cofanie własności w majestacie prawa pod płaszczykiem 'sprostowań’. Na Pomorzu Zachodnim takich sygnałów są już setki.

Diabeł tkwi w… „sprostowaniu”

Jak to możliwe? Odpowiedź prawnicza jest bezczelnie prosta: istnieje rozporządzenie, które daje prawną możliwość takiego „prostowania” wpisu – i pismo formalnie spełnia wszelkie procedury. Problem w tym, że samo wykreślenie z księgi wieczystej nie cofa aktu własności (gdy się uprawomocnił), ale realnie odbiera prawo do dysponowania nieruchomością.

Dlaczego? Bo:

  • Nie możesz sprzedać nieruchomości
  • Nie możesz jej dziedziczyć
  • Nie ubezpieczysz realnie domu
  • Nie wyegzekwujesz odszkodowania po pożarze/kradzieży
  • W razie utraty dokumentów nie masz jak udowodnić własności
  • Pokolenie założycielskie umiera – dzieci zostają z… niczym

„Pytanie ilu Polaków w ten sposób może stracić swoje nieruchomości? To może być bomba z opóźnionym zapłonem, której zegar właśnie zaczął tykać.”

CYNICZNYM OKIEM: Nieważne co przeżyłeś – operacja jest legalna, procedura jest spełniona, masz prawo do… własnej bezsilności. A państwo wyczyści cię bez rozprawy z systemu.

Prawny matrix i cała reszta absurdu

Sprawa pana Grzegorza (gdzie współwłasność rodziców została „zniknięta”) nie jest odosobniona. Potwierdzają to dziesiątki sygnałów z regionu, a prawnicy i radcy tylko bezradnie rozkładają ręce: możesz co najwyżej napisać skargę do sądu. Ale…

„Prawnik powiedział, że sprostowanie odnosi się do rozporządzenia, spełnia wymogi tego rozporządzenia, więc jest to zgodne z przepisami… Jeżeli złożymy skargę na sprostowanie, ona na 95, 99% zostanie po prostu odrzucona, bo sprostowanie spełnia wymogi proceduralne.”

Czyli z prawnego punktu widzenia… jesteś bankrutem, zanim zdążysz założyć sprawę. Skarga do sądu to tylko koszt, frustracja i – cytując klasyka – „nie mamy pańskiego płaszcza”.

Pozostaje akcja do Rzecznika Praw Obywatelskich, nagłośnienie w mediach, interwencja prezydenta.

Jakie mogą być długoterminowe skutki tego procederu?

To nie tylko problem z Pomorza. Mechanizm „sprostowania” może dotyczyć tysięcy posesji w całym kraju. Jeśli instytucja państwowa może w majestacie prawa wykreślić kogokolwiek z księgi wieczystej (np. z powodu nie uzupełnienia papierka, błędu urzędowego sprzed 30 lat lub zmiany interpretacji), to:

  • Zbywalność i dziedziczenie nieruchomości staje się praktyką hazardzistów
  • Wzmianki o „bezpieczeństwie prawa własności” można włożyć między bajki
  • Każdy właściciel staje się potencjalnym bezdomnym w oczekiwaniu na kolejny ruch „systemu”
  • Prywatna własność – filar demokracji – zostaje w praktyce anulowana jednym podpisem notariusza

„Wykreślenie wpisu właścicieli z księgi wieczystej – a nie samego prawa własności – jest mieczem obosiecznym. Bo de iure masz dom, ale de facto możesz sobie go zwiedzać jak turysta.”

Praktyczna codzienność: jesteś, ale cię nie ma. Sztuczka z czasów PRL-u, czy test nowej ery?

„Niech któryś z właścicieli takiej nieruchomości dozna takiego nieszczęścia, że będzie pożar i spłoną mu akty własności… Jeżeli wpisy zostały wykreślone i nie będzie danych właściciela, to traci prawo tak naprawdę do tych nieruchomości. Jeżeli opuści nieruchomość, a po powrocie ktoś ją zajmuje, to jak udowodni, że to jego nieruchomość?”

Sprawy dotyczące wpisu do ksiąg wieczystych są dziś fundamentem bezpieczeństwa obrotu nieruchomościami. Bez tego – twoja własność staje się praktycznie martwa.

„To nie jest kwestia tego, że przychodzą, zajmują, bo burmistrz był donosem. Wszystko w tej sprawie było zgodne z procedurą. Tak, tu wszystko było zgodnie z prawem, wówczas nie był jakoś spowinowaczony z nami. Ojej, nie miał żadnych znajomości…”

Czyli żaden „układ”, żadnych szemranych papierów, żadnych łapówek czy umów za zamkniętymi drzwiami. System działa, bo… system sam siebie obchodzi.

Oprócz przypadków, gdzie akt własności nie uprawomocnił się, jest realne ryzyko powrotu do użytkowania wieczystego. Uszi podkreśla, że osoby, których dotyczy taka sytuacja, powinny natychmiast łączyć się w grupy, nagłaśniać sprawę i domagać się reakcji państwa.

„Ewidentnie to jest jak dla mnie zamach na własność…”

CYNICZNYM OKIEM: Ktoś jeszcze wierzy, że „prywatna własność jest święta”? Święty może być co najwyżej spokój pośredników i kancelarii, którzy obsłużą potem sprzedaż twojego adresu „za grosze”.

Walka o przejrzystość, nacisk społeczny i oddolna samoorganizacja

To, co dziś wydaje się dziwnym przypadkiem jednej gminy, jutro może być ogólnopolską „czystką” systemu rejestrowego. Z mediów społecznościowych, grup facebookowych i zorganizowanej presji może powstać fala sprzeciwu.

„Dobrze by było nawiązać kontakt z osobami, które dostały podobne pisma. Samemu rozbijecie się o system, możecie stracić swoje nieruchomości.”

Już teraz Uszi apeluje: jeśli ktoś doświadczył podobnej sytuacji – powinien natychmiast skontaktować się ze współposzkodowanymi, zgłosić sprawę do RPO, a najlepiej nagłośnić ją wszelkimi możliwymi kanałami.

Niestety, większość urzędników traktuje te przypadki jak „problem proceduralny” lub „dziwactwo interpretacyjne”. Problemy właściwie mogą dotyczyć każdego, kto przez dekady ufał, że notariusz, urząd miasta, sąd czy gmina mogą być „gwarantami stabilności prawa”. To może być przeszłość.

„Najważniejsze, żeby wytrwać, nie poddać się – póki jesteśmy w stanie coś zmienić, to próbujmy.”

Uszi nie pozostawia złudzeń: to nie tylko walka jednej rodziny, lecz całego społeczeństwa o elementarną sprawiedliwość własnościową.

Niewidzialna ręka urzędu może cię wykreślić z systemu; własność może być odebrana, a twoja historia zostanie uznana za „niebyłą”. Uszi obnaża mechanizmy, które mogą zabić nie tylko pewność prawa własności, ale i zaufanie do państwa.

CYNICZNYM OKIEM: W XXI wieku każdy system może cię wygumkować jednym podpisem. A nikt nie zagwarantuje ci już nawet własnych czterech ścian – jeśli państwo uzna, że bardziej mu się opłace ukryć twój adres niż go chronić.

Artykuł powstał na bazie materiału Uszi – jednego z najbardziej metodycznych analizatorów absurdu polskiej biurokracji. To nie jest wyłącznie aferka z Pomorza – to casus pokazowy dla całej Polski, oby nie prototyp przyszłych „sprostowań” własności w czasach chaosu.

Opisz, co się wydarzyło, dorzuć, co trzeba (dokumenty, screeny, memy – tutaj nie oceniamy), i wyślij na redakcja@cynicy.pl.
Nie obiecujemy, że wszystko rzuci nas na kolana, ale jeśli Twój mail wywoła u nas chociaż jeden cyniczny uśmiech, jest nieźle.

TAGI:
KOMENTARZE

KOMENTARZE

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *