W obliczu najnowszych wydarzeń na arenie międzynarodowej świat stoi na cienkiej linie. Ostatnie incydenty, takie jak rosyjskie drony i samoloty naruszające przestrzeń powietrzną Polski i Rumunii, nie są tylko testem determinacji NATO – to symptom większego, bardziej złożonego konfliktu toczącego się w Azji, który może przerodzić się w coś znacznie groźniejszego niż obecne wydarzenia na Ukrainie.
Widowisko militarne w Pekinie – nie tylko pokaz
3 września w Pekinie odbyła się uroczysta parada, podczas której przedstawiono najnowocześniejsze systemy zbrojeniowe Chin. Wśród zaproszonych gości byli Władimir Putin i Kim Dzong Un, na zdjęciach oficjalnych pojawiających się obok Xi Jinpinga – symboliczny gest triady sojuszników, którzy tworzą nowy model „quasi-wojny światowej”.

Model ten opiera się na połączeniu lokalnych działań wojennych z globalnym finansowaniem i zaopatrzeniem:
- Rosja dostarcza żołnierzy i sprzęt do działań na Ukrainie,
- Chiny i Korea Północna wspierają ją tanią energią i sprzętem wojennym,
- Indie i inne kraje również angażują się częściowo w to partnerstwo.
Chociaż faktyczne działania militarne ograniczają się dziś głównie do Ukrainy i Rosji, konflikt ten angażuje około 50 krajów na czterech kontynentach w różnorakich rolach. To pokazuje skalę emocji i interesów, które stoją za wojną.
Tymczasem administracja Trumpa podnosi parcie na zerwanie symetrii w quasi-wojnie – nałożyła podwojone cła na Indie za import taniej ropy z Rosji, co skutkowało drastycznym zmniejszeniem zakupów surowca. Teraz naciska na Europę, żeby przyspieszyła odcięcie się od rosyjskiej energii i zwiększyła presję na Chiny, wzywając do dwukrotnych ceł za podobne praktyki.
Dalekosiężne plany Xi i niezłomna współpraca Moskwy i Pjongjangu
Xi Jinping jawnie wspiera Rosję w zamian za pomoc w przygotowaniu się do inwazji na Tajwan. Ta przyszła wojna z pewnością będzie bardziej intensywna i groźna dla świata niż obecny konflikt ukraiński – ze względu na strategiczne znaczenie Tajwanu jako kluczowego centrum produkcji mikrochipów.
Kim Dzong Un i Władimir Putin, choć stoją poniekąd na równi, funkcjonują pod krytycznym czujnym okiem Pekinu, który dominuje sojusz poprzez subtelne, lecz zdecydowane wpływy.
CYNICZNYM OKIEM: Ten trójkąt krajów to niechlubny układ, gdzie każdy z graczy powoli zjada własnych sojuszników. Pekin gra na szachownicy geopolityki kapitałem i siłą, budując hegemoniczne imperium pod płaszczykiem antyzachodniej solidarności.
Ekonomiczny koszt wojny rosyjsko-ukraińskiej już sięga około 3,5% światowego PKB – około 3,5 biliona dolarów. Pełnoskalowy konflikt Chin z Tajwanem mógłby natomiast zagrozić całemu światowi sumą aż 10 bilionów dolarów strat, wykraczającą poza wszelkie wyobrażenia.
W tym dramatycznym scenariuszu USA i jej sojusznicy jak Japonia i Korea Południowa stają przed koniecznością zajęcia centralnej roli bojowej, co zbliża realia konfliktu do prawdziwej wojny światowej.
Amerykańskie przygotowania i strategia
Stany Zjednoczone dysponują już poważnym budżetem na wzmocnienie obrony Indo-Pacyfiku – 1,5 miliarda dolarów na inicjatywę bezpieczeństwa i setki milionów na pomoc wojskową Tajwanowi. Spotkania wojskowych z Tajwanu i USA w Alasce są zwiastunem nowych sojuszów i gotowości do ryzyka.
Donald Trump, stojąc na froncie ruchu MAGA, stara się przebudować amerykańskie instytucje i politykę w duchu mocarstwowego resetu. Ale USA, po dekadach społeczno-ekonomicznego upadku, przypominają ranne zwierzę, które krwawi i cofa się, by zachować ostatnie siły.
CYNICZNYM OKIEM: Amerykańska rola od dawna jest sprzecznością – izolacja wobec świata zestawiona z koniecznością stałego bycia światowym żandarmem. Narody przyzwyczajone do amerykańskiej ochrony mogą zostać zdruzgotane, gdy „ranny gigant” postanowi na nowo zacisnąć rękawice.
W 2025 roku świat stoi na krawędzi potężnej burzy – quasi-wojny globalnej, w której stare zasady i sojusze tracą sens, a nowa rzeczywistość wykuwa się w ogniu napięć między Chiny, Rosją, Koreą Północną a Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami.
Bez wyraźnej strategii rozbrojenia i deeskalacji, perspektywa globalnego konfliktu nie jest już horrorem science fiction, ale realnym wyzwaniem kilkudziesięciu najbliższych lat.
Czy ludzkość odnajdzie w sobie rozsądek, czy zginie na nowym polu bitew – pytanie otwarte.


