W rozmowie z Onetem socjolog Dorota Peretiatkowicz rzuciła światło na coraz bardziej napięte stosunki między Polakami, a uchodźcami z Ukrainy, które – według niej – nie wynikają wyłącznie z realnych problemów społecznych, lecz są wypadkową działań „rosyjskiej propagandy” oraz własnych lęków społeczeństwa. Jednak najbardziej kontrowersyjne okazało się jej jawne przyznanie, że już na początku wojny naukowcy mieli dowody na narastający dystans między obiema społecznościami, a mimo to świadomie zataili te informacje.
„Z tamtego badania wyszło, że Ukraińcy nie lubią Polaków. Zdecydowałyśmy się tego nie publikować. Powiedziałyśmy, że badanie ‘nie wyszło’ i schowałyśmy wyniki, bo wiedziałyśmy, że będzie źle odebrane.”
To nie interpretacja, tylko świadome ukrycie danych, co podważa samą istotę nauki, gdy służy ona propagandzie zamiast rzetelnej analizie.
CYNICZNYM OKIEM: Nauka jako narzędzie cenzury? Kiedy prawda staje się niewygodna, lepiej schować ją do szuflady i udawać, że problem nie istnieje. Klasyczny przepis na zaufanie społeczne w rozsypce.
Wina Putina i „online’owa” wojna jako wygodne kozły ofiarne
Peretiatkowicz krytykuje społeczeństwo, które „nie jest gotowe” na mówienie prawdy, jednocześnie obwiniając Polaków o wszystkie problemy: inflację, kryzys w szkołach, napięcia na rynku pracy.
Na pytanie o rzekome przywileje dla Ukraińców w Polsce odpowiada, że to „rosyjska propaganda, która działa świetnie w Polsce” i że „jesteśmy w trakcie online’owej wojny”.
CYNICZNYM OKIEM: Zamiana rosnących realnych problemów w „dezinformację Putina” to tani trik, który zamiast rozwiązywać konflikty, niebezpiecznie je pogłębia.
Lęk i dystans zamiast wdzięczności – paradoks relacji Polaków i Ukraińców
W badaniach pytano Ukraińców, czy są wdzięczni Polakom za pomoc – odpowiedź brzmiała jednoznacznie: nie czują sympatii, bo wywołuje to w nich poczucie długu wdzięczności, którego nie chcą odczuwać.
To oznacza, że problemem nie jest zła wola, lecz skomplikowane emocje i mechanizmy psychologiczne wynikające z nierównowagi w relacjach.
„Pytałyśmy Ukraińców, czy są wdzięczni, że Polacy ich przyjęli, i czy dzięki temu bardziej nas lubią. Odpowiedź brzmiała: nie. Bo nasze pokazywanie, jacy jesteśmy dobrzy, budziło w nich poczucie długu wdzięczności, którego oni nie chcieli czuć.”
Kryzys w systemie i w szkole
Jak reagują Polacy? Choć pojawiły się skargi i bunt rodziców, którzy ze złością obserwowali, jak ich dzieci nie dostają się do szkół, bo miejsca zajmują ukraińskie dzieci, socjolog zrzuca wszystko na rzekome „niezrozumienie” i „uprzedzenia”, które wynikają z dezinformacji.
Tymczasem problem jest jak najbardziej realny: „Ukraińskie dzieci zostały wrzucone do polskich szkół bez żadnego programu integracyjnego. A miały pierwszeństwo w rekrutacji. To wywołało bunt rodziców: ‘moje dziecko się nie dostało, bo miejsce zajęli Ukraińcy’.”
Kto naprawdę zawinił? Społeczeństwo czy politycy?
W rozmowach z mediami Peretiatkowicz niemal z lekkim zdziwieniem pomija temat braku działań rządu i instytucji wobec chaosu oraz braku jasnej polityki migracyjnej.
Zamiast tego wytyka społeczeństwu brak empatii i otwartości, ilustrując to anegdotą:
„Dwóch chłopów rozmawia: ‘Zenek, dałbyś mi krowę, gdybyś miał?’ – ‘Dałbym’. ‘A konia?’ – ‘Dałbym’. ‘A koszulę?’ – ‘Nie, bo mam tylko jedną’. Tak wygląda nasz stosunek do Ukraińców.”
CYNICZNYM OKIEM: Kiedy winą za skomplikowane procesy społeczne obarcza się właśnie zwykłych ludzi, a nie brak strategii i politycznej odwagi, można mieć jedynie wątpliwości co do intencji takiego przekazu.
Nie jest to głos rozsądku, lecz raczej ton rozczarowania i frustracji, że rzeczywistość nie pasuje do idealistycznego scenariusza „wielokulturowej jedności”.
Specjaliści i naukowcy powinni budować zaufanie przez rzetelność i transparentność, tymczasem selektywne ukrywanie danych podważa fundamenty dialogu społecznego. Lewitowanie nad realnymi problemami, ukrywanie niewygodnych wyników badań i przemilczanie chaosu w instytucjach coraz wyraźniej niszczą więzi społeczne.
Jeśli naprawdę chcemy zrozumieć źródło napięć – musimy uznać, że problem nie leży tylko w „fake newsach”, lecz przede wszystkim w polityce i nauce, które rezygnują z uczciwej rozmowy i prawdziwej odpowiedzialności.


