Rynek amerykański jest dziś równie surrealistyczny, co niepokojąco ekscytujący. Ostatnie dane sprawiają wrażenie, jakby dobrze znany giełdowy „byk” zamiast pożywnej paszy znalazł się na poważnych narkotykach, przemierzając parkiet w ekstazie, jakiej Wall Street nie widziało od lat.
Niebotyczna koncentracja gigantów. Nowe rekordy wskaźników wyceny
Trzy firmy – Microsoft, Apple i Nvidia – odpowiadają już za ponad 21% wartości całego indeksu S&P 500, co jest historycznym rekordem koncentracji. Co więcej, dziesiątka największych spółek to aż 38% całego rynku. Oznacza to, że siła rynku zależy dziś niemal wyłącznie od humorów kilku technologicznych mastodontów.

W tym samym czasie wskaźnik cena/wartość księgowa dla S&P 500 sięga 5,3x – najwyższego poziomu w historii, a notowania w relacji cena do sprzedaży przekraczają 3,2x. To nie są już nawet okolice poprzednich szczytów: to lądowanie na zupełnie nowym kontynencie wycenowym.

Sektor technologiczny bije kolejne historyczne rekordy wydajności, przebijając nawet legendarny szczyt dotcomów z 2000 roku. Do gry włączyły się także algorytmy – strategie systematyczne osiągnęły niemal pięcioletnie maksima, a fundusze kontrolujące zmienność rynków znów ustawiają się po stronie długiej, zakładając, że rynek pozostanie spokojny przez dłuższy czas.
Z drugiej strony fundusze hedgingowe korzystają z rekordowo wysokiej dźwigni: wskaźnik brutto znajduje się na 100. percentylu, a netto na 87. percentylu z ostatnich 12 miesięcy. Wystarczy niewielki wstrząs, by cała ta maszyneria przeszła z amoku w panikę.

Tech-mania i znieczulenie na ryzyko
To wszystko prowadzi do sytuacji, w której inwestorzy coraz częściej gonią nie za rentownością, lecz za samym impetem, oczekując, że festiwal zielonych świec potrwa wiecznie.
Wystarczy spojrzeć na pozycje wokół NVIDII – prawdziwego „świętego Graala” obecnego rynku, uznawanego za „zbyt dużego, by upaść”, zbyt ważnego dla bezpieczeństwa narodowego, zbyt potrzebnego dla rozwoju AI, by pozwolić mu spaść.

CYNICZNYM OKIEM: To już nawet nie hossa – to szał, w którym byk nie odczuwa żadnego strachu, nie czyta sygnałów ostrzegawczych i pędzi do przodu, jakby świat zewnętrzny nie istniał. Powtarzamy, że tym razem musi być inaczej – choć historia tłumaczyła nam, że ten refren zawsze kończy się źle. Każdy, kto za długo będzie chciał jechać na tym psychodelicznym tripie, w końcu obudzi się z niezłą migreną – jeśli nie gorszą dolegliwością.

Nigdy wcześniej tak niewielu rozdających nie trzymało w rękach aż tak wielkich pieniędzy. Wskaźniki biją rekordy, wyceny pędzą bez kontaktu z rzeczywistością, mechanizmy bezpieczeństwa mają w sobie coraz więcej magii niż logiki.
Byk jest nie tylko byczy – byk jest na ketaminie. Droga na szczyt wydaje się nie mieć końca, ale wystarczy chwila nieuwagi, by zjazd okazał się naprawdę spektakularny. Pytanie nie jest już czy to pęknie, lecz kto pierwszy zorientuje się, jak łatwo stracić nie tylko iluzje, ale też portfel…


