W 2024 roku globalna produkcja energii jądrowej sięgnęła 2817 terawatogodzin (TWh), ustanawiając nowy rekord i przekraczając wartości z 2021 roku. Jednak ta statystyka to nie tylko sukces technologiczny, lecz przede wszystkim symboliczne przesunięcie geopolityczne. Wzrost napędzany głównie przez kraje spoza OECD, przede wszystkim z regionu Azji i Pacyfiku, wyraźnie podkreśla dynamiczną transformację światowego rynku energetycznego.

Azja i Pacyfik – nowe centrum jądrowej potęgi
Region Azji i Pacyfiku odpowiada już za ponad 28% światowej produkcji energii jądrowej. Liderem są bezsprzecznie Chiny, gdzie roczny wzrost wynosi imponujące 13%. W ciągu dekady Chiny podwoiły produkcję jądrową – z 213 TWh w 2014 do ponad 450 TWh w 2024 roku.
Podobny, choć mniej gwałtowny, wzrost odnotowały państwa takie jak Indie i Korea Południowa. To właśnie region, który najpełniej wykorzystuje długoterminowe, rządowe strategie infrastrukturalne, skoordynowane plany i silne wsparcie polityczne, w przeciwieństwie do znacznej niepewności i stagnacji w tradycyjnych gospodarkach zachodnich.

Ameryka Północna – stabilność i powolny regres
Stany Zjednoczone pozostają liderem globalnym, generując rocznie około 850 TWh – co stanowi aż 29,2% światowej produkcji. Jednakże za tą stabilnością kryje się powolny proces wygaszania starszych elektrowni, podczas gdy nowych inwestycji jest bardzo niewiele.
W 2023 i 2024 roku zauważalnym wydarzeniem było uruchomienie dwóch nowych reaktorów (3 i 4) elektrowni Vogtle w Georgii, pierwszej nowej elektrowni jądrowej w USA od ponad 30 lat. Choć inwestycja była kosztowna i dotknięta opóźnieniami, dostarczyła ponad 2200 MW, zasilając blisko milion domów.
Kanada natomiast odnotowała spadek produkcji z 106 TWh w 2016 do 85 TWh w 2024, co wynika między innymi z remontów i politycznych decyzji. Meksyk pozostaje niewielkim graczem o niestabilnej produkcji.
Europa – rozdźwięk między Wschodem a Zachodem
Europa Zachodnia wykazuje tendencję do ograniczania i zamykania elektrowni jądrowych, co widać na przykładzie Francji, gdzie produkcja spadła z 442 TWh w 2016 do 338 TWh w 2023 – efekt zarówno problemów technicznych, jak i niepewności politycznej.
Niemcy zakończyły działalność jądrową i obecnie ich produkcja wynosi zero. Belgia, Szwajcaria i Szwecja balansują między wygaszaniem starych obiektów, a utrzymaniem ich w działaniu.
Europa Wschodnia to zupełnie inna historia: Czechy, Węgry i Słowacja systematycznie zwiększają moce jądrowe, a Ukraina mimo działań wojennych utrzymuje produkcję na poziomie ponad 50 TWh rocznie.

Nowe regiony – wzrost z małych pozycji
W Ameryce Łacińskiej Brazylia i Argentyna utrzymują produkcję w przedziale 15–25 TWh, z lekkim wzrostem u Brazylii. Afryka reprezentowana jest przez jeden reaktor w Południowej Afryce, który stabilnie produkuje około 13 TWh rocznie.
Bliski Wschód zaskakuje dynamicznym pojawieniem się na scenie – Zjednoczone Emiraty Arabskie zwiększyły produkcję z zera w 2019 do ponad 40 TWh w 2024 dzięki elektrowni Barakah, będącej efektowną inwestycją w krótkim czasie.
Po katastrofie w Fukushimie Japonia powoli uruchamia niektóre z wcześniej wygaszonych reaktorów, ale produkcja ze wskaźnika ponad 300 TWh spadła do 84 TWh w ubiegłym roku.
Tajwan konsekwentnie wygasza energetykę jądrową, redukując produkcję z 42 TWh w 2016 do zaledwie 12 TWh w 2024 roku.
Z kolei Pakistan i Iran notują stabilny, choć umiarkowany wzrost mocy jądrowych.

W 2025 roku światowy krajobraz energetyki jądrowej się rozszczepia: część krajów, zwłaszcza azjatyckich i bliskowschodnich, rusza do przodu z ambitnymi planami, podczas gdy tradycyjne potęgi na Zachodzie hamują lub nawet cofają swoje zaangażowanie.
To przesunięcie centrum ciężkości niesie ze sobą zarówno zmiany geopolityczne, jak i ekologiczne. Przykładowo, każdy gigawat utracony węglowego źródła, który jest zastępowany przez jądrową produkcję w Chinach, to duży krok w walce z emisją CO₂ – a to bardzo istotne, gdy Chiny są największym emitentem dwutlenku węgla na świecie.
CYNICZNYM OKIEM: Możemy gadać o zielonej transformacji i czystych technologiach, ale prawda jest brutalna: energetyczna przyszłość świata jest dziś w rękach państw, które mają cierpliwość, kapitał i zdeterminowane rządy, a nie w rękach zachodnich demokracji, które pogrążone są w politycznych sporach, strachu przed ryzykiem i mentalności krótkoterminowej.


