Mroczna Europa: przemoc seksualna rośnie, a ofiary boją się chodzić same

„Będzie tylko gorzej” – młoda Irlandka przepowiada mroczną przyszłość

Adrian Kosta
6 min czytania

Wideo trwa niespełna trzy minuty. Nie ma w nim efektów specjalnych, patosu ani politycznych manifestów. Jest tylko głos piętnastoletniej dziewczyny z irlandzkiego Castleblayney, która odkrywa, że wolność, o której uczono ją w szkole, przestaje istnieć. Kaiden McKenna, bokserka i licealistka, mówi rzeczy, które nikt w Europie Zachodniej nie powinien już mówić – bo są „niepoprawne”, „stygmatyzujące”, „ksenofobiczne”. Ale McKenna nie dba o etykiety. Jej słowa są proste, instynktowne, niewygodne: „Nie czuję się bezpieczna. Będzie tylko gorzej.”

I to właśnie ta prosta fraza – dziecinnie szczera, bez politycznych ozdobników – brzmi dziś jak proroctwo.

Europa pod nadzorem matek, które eskortują córki na autobus

McKenna opisuje swój codzienny rytuał: mama po nocnej zmianie odprowadza ją na autobus, tata zrywa brata z łóżka, żeby dotrzymał jej towarzystwa. Nie z troski o oceny, ale z obawy o bezpieczeństwo. W Irlandii, kraju Guinnessa i zielonych łąk, powstał nowy gatunek codziennego strachu. Dziewczyna nie może już biegać po mieście, bo matka musi jechać za nią samochodem.

To nie jest przesadzona anegdota. To mikroportret przemiany europejskiego życia. Stare kontynentalne miasta – Dublin, Kolonia, Paryż – mają teraz nowe rytuały: kobiety uciekają szybkim krokiem, kiedy autobus się zatrzymuje, dziewczyny noszą klucze między palcami, jak improwizowaną broń.

Zbiorowe sumienie w kolorze statystyki

Kiedy ktoś mówi o lęku piętnastolatki, natychmiast pojawia się kontrobraz: „Ale przemoc była zawsze”. Oczywiście. Zawsze.

Jednak statystyki, które kiedyś budziły dyskomfort, dziś budzą trwogę. W niemieckiej Nadrenii Północnej-Westfalii 75% gwałtów zbiorowych popełniają sprawcy obcego pochodzenia. W Berlinie cudzoziemcy odpowiadają za 59% przypadków przemocy seksualnej w środkach transportu.

Lewicowe gazety próbują zaklinać rzeczywistość, tłumacząc, że to „efekt większej kontroli policyjnej” lub „różnic kulturowych w rozumieniu bliskości”. Ale żadna semantyka nie zamieni brutalnych statystyk w wiersz o różnorodności.

To nie są wyjątki, to nowa norma. I nie przypłynęła łodzią, tylko przy pełnym aplauzie ideologicznej ślepoty.

Cichy krzyk europejskiego dzieciństwa

Kaiden McKenna nie jest sama. Kilka miesięcy temu media przypomniały historię 12-letniej Loli z Paryża, zgwałconej i zamordowanej przez imigranta z Algierii. Inne tytuły donioszą o Szwedce Meyi Åberg, zgwałconej przez Erytrejczyka w drodze z pracy w McDonald’s. Sąd apelacyjny nie nakazał deportacji sprawcy – uznał, że gwałt był „zbyt krótki”.

Jeśli to jest nowoczesna humanitarność, to czemu tak wielu obywateli zaczyna tęsknić za „nieludzkimi” czasami, gdy sprawca po prostu trafiał za kraty, a nie do programu integracyjnego?

Feminizm w defensywie, cynizm w ofensywie

Europa, która przez dekady promowała hasła równości i niezależność kobiet, dziś nie potrafi zapewnić swoim kobietom najprostszej rzeczy – elementarnego bezpieczeństwa. Feministki milczą lub oskarżają dziewczyny takie jak McKenna o „rozpowszechnianie narracji skrajnej prawicy”.

Tymczasem to właśnie kobiety – nie profesorowie, nie ideolodzy – pierwsze widzą, że ulica zmieniła język. W wielu krajach Zachodu więcej kobiet niż mężczyzn chce zamknięcia granic. W 2024 roku 53% Francuzek opowiedziało się za wstrzymaniem imigracji. Ale te dane nie trafiły na okładki magazynów. Nie są przecież „inspirujące”.

W Niemczech Zieloni postulują wprowadzenie wagonów tylko dla kobiet w transporcie publicznym. To groteskowy symbol nowego postępu: społeczeństwa, które zamiast rozwiązywać problem, zamyka ofiary w specjalnych przedziałach.

Europa w XXI wieku buduje segregację jako formę ochrony. Oto definicja cywilizacyjnego regresu – z tą różnicą, że dziś reklamuje się go jako „krok ku bezpieczeństwu”.

Nowe narzędzia przetrwania – smartfon, spray i wstyd

Po zmroku kobiety chowają włosy pod kaptur, zmieniają trasę, rezygnują z biegania. Telefony stały się protezą odwagi. Holenderki kupują „smurf spray” – barwiący gaz pieprzowy, który zostawia nieusuwalny ślad na napastniku.
To nie są kaprysy, to nowa forma adaptacji. Europejki przechodzą kurs ewolucji w trybie przyspieszonym.

Ale każde narzędzie samoobrony jest też dowodem na porażkę cywilizacji – tej, która miała chronić najsłabszych, a dziś nie potrafi ochronić własnych córek przed strachem, gdy wsiadają do autobusu.

Kaiden McKenna zapytała: „Kto o mnie dba?” – i to pytanie powinno dziś odbić się echem w każdym europejskim parlamencie.

Ale nie odbije się. Bo odpowiedź jest zbyt cyniczna, zbyt prawdziwa, zbyt europejska: nikt nie dba o ciebie, Kaiden. Bo twoje poczucie strachu nie mieści się w obowiązującym światopoglądzie.

CYNICZNYM OKIEM: Kaiden McKenna i jej rówieśnice to twarze zdeterminowanego strachu, który został wywołany przez polityczne decyzje i brak skutecznej kontroli nad masową imigracją. To nie jest tylko problem lokalny, lecz symptom globalnego kryzysu społecznego, w którym niewinne ofiary żyją w ciągłym poczuciu zagrożenia i utraty wolności osobistej.

Żyjemy w epoce, w której emocje zastąpiły rozsądek, a obrona bezpieczeństwa uchodzi za „populizm”. Dziewczyna z Castleblayney nie wiedziała, że jej wideo stanie się manifestem pokolenia, które zamiast wolności ma aplikacje alarmowe, a zamiast nadziei – gaz w kieszeni.

I faktycznie – będzie tylko gorzej. Choć nie dlatego, że tak musi być. Ale dlatego, że Europa nie ma już odwagi przyznać, że sama do tego doprowadziła.

Opisz, co się wydarzyło, dorzuć, co trzeba (dokumenty, screeny, memy – tutaj nie oceniamy), i wyślij na redakcja@cynicy.pl.
Nie obiecujemy, że wszystko rzuci nas na kolana, ale jeśli Twój mail wywoła u nas chociaż jeden cyniczny uśmiech, jest nieźle.

TAGI:
KOMENTARZE

KOMENTARZE

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *