Kupno domu w Hiszpanii? Państwo może go po prostu zabrać

Plaża, słońce i… buldożery. Ciemna strona hiszpańskiego rynku nieruchomości

Cynicy
3 min czytania
Hiszpania nieruchomosci

W świecie, gdzie influencerzy i youtuberzy malują obrazy idyllicznego życia na hiszpańskim wybrzeżu, rzeczywistość okazuje się być znacznie bardziej skomplikowana i potencjalnie niebezpieczna dla nieostrożnych inwestorów. Jack Gadzinowski, znany komentator rynku nieruchomości, rzuca światło na mroczną stronę hiszpańskiego eldorado, odsłaniając pułapki czyhające na naiwnych kupujących. Czy twój wymarzony dom na Costa del Sol może okazać się finansową ruiną?

Ley de Costas: Gdy prawo zamienia marzenia w gruz

Wyobraź sobie: kupujesz wymarzony dom z widokiem na Morze Śródziemne, tylko po to, by dowiedzieć się, że państwo może ci go odebrać szybciej, niż zdążysz otworzyć butelkę celebracyjnego cava. Ley de Costas, hiszpańskie prawo wybrzeża, to prawdziwa zmora dla właścicieli nieruchomości, o której influencerzy wyjątkowo niechętnie wspominają.

Jak zauważa Gadzinowski: „Taka informacja powinna KRZYCZEĆ na pierwszym miejscu każdego filmu reklamującego inwestycje czy zakupy tam. Natomiast nie jest to temat ogólnie dyskutowany…”

Ley de Costas dzieli wybrzeże na trzy strefy, każda z własnymi pułapkami:

  • Strefa publiczna: Twój dom może zostać zburzony bez rekompensaty.
  • Strefa ochronna: Możesz mieć dom, ale nie możesz go remontować ani rozbudowywać.
  • Strefa wpływu: Lżejsze ograniczenia, ale wciąż daleko do pełnej swobody.

Gadzinowski ostrzega: „Wartość takiej nieruchomości? Często blisko zera, bo nikt rozsądny tego nie kupi.”

CYNICZNYM OKIEM: Świetnie, teraz możesz mieć dom z widokiem na morze i zerową wartością. Przynajmniej widok jest za darmo… póki go nie zasłonią buldożery.

Marbella: Raj dla naiwnych, eldorado dla cwaniaków

Marbella i okolice to nie tylko luksusowe kurorty, ale także pole minowe dla nieostrożnych inwestorów. Gadzinowski punktuje: „Mogą sprzedać ci 'okazje’ na krawędzi legalności – bez ostrzeżeń, bez wyjaśnień, bez sprawdzenia. To już nie głupota. To zaniechanie (ktoś to nazwie mocniej).”

Jak nie dać się wpuścić w hiszpańskie maliny?

  • Pytaj o dokumenty i pozwolenia – im więcej papierów, tym lepiej.
  • Zatrudnij własnego prawnika – takiego, który pracuje dla ciebie, a nie dla sprzedającego.
  • Unikaj „superokazji” bez dokumentacji – jeśli coś wydaje się zbyt piękne, by było prawdziwe, prawdopodobnie takie jest.
  • Szukaj uczciwych pośredników – takich, którzy znają nie tylko Photoshopa, ale i lokalne prawo.

CYNICZNYM OKIEM: Pamiętaj, że w Hiszpanii „mañana” może oznaczać „nigdy”, szczególnie jeśli chodzi o uzyskanie niezbędnych dokumentów.

Opisz, co się wydarzyło, dorzuć, co trzeba (dokumenty, screeny, memy – tutaj nie oceniamy), i wyślij na redakcja@cynicy.pl.
Nie obiecujemy, że wszystko rzuci nas na kolana, ale jeśli Twój mail wywoła u nas chociaż jeden cyniczny uśmiech, jest nieźle.

KOMENTARZE

KOMENTARZE

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *