Na początku była obietnica: Internet miał uwolnić człowieka. Łączyć nas ponad granicami, likwidować hierarchie, zdemokratyzować informację. Dziś, trzy dekady później, ta sama sieć staje się narzędziem kontroli, filtrowania i podsłuchiwania – i to nie przez przypadek.
W świecie, w którym sztuczna inteligencja zaczyna podsłuchiwać nasze myśli szybciej, niż zdążymy je wypowiedzieć, szyfrowanie stało się ostatnią granicą wolności. Granicą, którą właśnie próbuje przekroczyć Unia Europejska.
Ciche ostrzeżenie Sama Altmana. Szyfrowanie to więcej niż matematyka
Dyrektor generalny OpenAI, Sam Altman, przewidujący z zimną precyzją przyszłość cyfrowego świata, powiedział niedawno coś, co brzmiało zaskakująco… ludzkim tonem. „Nie powierzajcie ChatGPT informacji, których nie chcielibyście pokazać drugiemu człowiekowi.”
To zdanie, rzucone między jednym komunikatem, a drugim, przeszło przez media niemal niezauważone. A jednak to najbardziej szczere ostrzeżenie w dziejach nowoczesnej technologii. Nie było w nim PR-owej retoryki o „demokratyzacji wiedzy.” Było wyznanie człowieka, który wie, że sztuczna inteligencja nie zapomina, nie przebacza i nie zna pojęcia prywatności.
Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA doskonale zrozumiał wagę tych słów. Bo jeśli AI jest nowym językiem komunikacji, to szyfrowanie jest jego jedynym sumieniem.
W debacie publicznej mówi się o nim jak o technice. W rzeczywistości szyfrowanie to polityczny akt oporu. To ostatni bastion prywatności w świecie, którego walutą są dane.
Nie chroni tylko haseł i przelewów. Chroni coś znacznie bardziej pierwotnego: zaufanie. Kiedy systemy państwowe, korporacje czy media zawodzą, szyfrowanie pozostaje niepodważalne – jest matematycznym faktem, którego nie da się zmanipulować dekretem.
Ale teraz Europa chce go oswoić.
Projekt ProtectEU – maska bezpieczeństwa, głód kontroli
Pomysł Komisji Europejskiej o nazwie ProtectEU brzmi niewinnie. Kto nie chciałby ochrony przed cyberprzestępczością, handlem ludźmi i terroryzmem? W praktyce jednak projekt zakłada, że każdy komunikat, zanim zostanie zaszyfrowany, będzie skanowany bezpośrednio na urządzeniu użytkownika.

Brzmi to jak prewencja, ale w rzeczywistości to cyfrowa autopsja – wykonywana zanim wiadomość zdąży opuści nasz telefon.
Szyfrowanie typu end-to-end staje się wtedy fikcją. Nasze urządzenia przestają być prywatnymi narzędziami – zamieniają się w agentów władzy, które lojalność składają nie właścicielowi, ale systemowi.
I tu zaczyna się nowy model cywilizacyjny: dwupoziomowy świat danych.
- Elita instytucjonalna – rządy, banki, organy ścigania – zachowuje prawo do silnego szyfrowania.
- Zwykli obywatele dostają jego osłabioną wersję, z „uprawnionym dostępem” dla autorytetów.
To nie jest polityka bezpieczeństwa. To cyfrowy feudalizm – społeczeństwo, w którym prywatność nie jest już prawem, lecz luksusem.
CYNICZNYM OKIEM: Jak na ironię, żadna instytucja publiczna nie dopuściłaby takiej „luki” w swoich zabezpieczeniach. Bank centralny nie zgodziłby się na „kontrolowany backdoor” do systemu finansowego, ale obywatele mają to przyjąć w imię „ochrony przed złem.”
W dystopii XXI wieku człowiek nie jest już podejrzany o czyny – jest podejrzany z definicji.
ProtectEU to nie projekt bezpieczeństwa, lecz próba przejęcia kluczy do zaufania.
To także próba przepisania definicji wolności: prawo do prywatności przestaje być uniwersalne, stając się przywilejem, który władza może cofnąć w imię „dobra wspólnego”.
Gdy szyfrowanie łamie się raz, łamie się dla wszystkich
System kryptograficzny nie jest domem, do którego można dodać tajne wejście. To kontrakt czysto matematyczny – w którym istnieje tylko 0 albo 1, bezpieczeństwo albo jego brak. Jeśli raz złamiesz tę zasadę, złamiesz ją dla każdego. Backdoor, nawet z najlepszą intencją, to furtka otwarta nie tylko dla rządu, ale i dla przestępców, hackerów, korporacji, obcych służb.
W logice matematyków nie istnieje coś takiego jak „bezpieczne włamanie.”
W logice polityków – niestety tak.
W miarę jak państwa próbują przejąć kontrolę nad szyfrowaniem, coraz więcej twórców z ruchu Web3 i społeczności kryptograficznej przenosi walkę na inny poziom – do świata weryfikacji zamiast zaufania.
To idea, w której nie wierzymy już w autorytety – wierzymy w dowody.
W system, który nie ma centralnego klucznika, bo jego siłą jest to, że każdy użytkownik jest strażnikiem części prawdy.
Ta filozofia legła u podstaw dowodów zerowej wiedzy (zero-knowledge proofs), które pozwalają potwierdzać fakty bez ujawniania danych, oraz systemów proof-of-personhood, które dowodzą tożsamości człowieka bez jej ujawniania.
To nie futurystyczne idee, lecz działające prototypy – alternatywa dla dyrektyw, które chcą „równowagi między prywatnością a bezpieczeństwem”, a w praktyce niszczą jedno i nie dają drugiego.
Szyfrowanie jako nowa konstytucja. Ironia przyszłości
Jeśli w XX wieku konstytucja chroniła przed tyranią polityczną, to w XXI wieku szyfrowanie musi chronić przed tyranią cyfrową. To ostatni dokument, którego nie można podpisać dekretem ani przekazać w PDF-ie do konsultacji.
Nie dlatego, że mamy coś do ukrycia, ale dlatego, że każdy człowiek ma coś do ochrony – godność, prywatność, własny głos.
Największy paradoks świata cyfrowego polega na tym, że to właśnie narzędzia, które rządy próbują ograniczyć, dają im największe szanse na bezpieczeństwo.
Dowody kryptograficzne są odporniejsze na oszustwa niż ludzie.
Systemy rozproszone są trwalsze niż biurokracja.
A wolność kodu zawsze była lepszym strażnikiem prawdy niż zamknięty dekret ministra.
Unia Europejska może ustanowić kolejną dyrektywę o „ochronie przed dezinformacją.” Ale nikt nie zakoduje zaufania ustawą.
Bo zaufanie, raz utracone, nie odrodzi się dzięki regulacji – tylko dzięki matematyce, której nie da się skorumpować.
CYNICZNYM OKIEM: Szyfrowanie nie jest technologią – to cywilizacyjny imperatyw. W epoce, gdy każdy gest mierzy się w bajtach, każda rozmowa rejestruje się na serwerach, a każda myśl staje się predykcją w algorytmie reklamowym, tajemnica staje się nową formą wolności.
Kiedyś granicą prywatności były mury domu. Dziś granicą jest linijka kodu. I jeśli damy tę linijkę politykom do edycji, nasz świat stanie się nie demokracją – lecz intranetem kontrolowanym przez administratorów.
Szyfrowanie nie chroni grzeszników. Chroni ludzi.
A ludzkość bez prawa do prywatności jest tylko stadem z loginem.


