W brytyjskim slangu „jobsworth” oznacza kogoś, kto ślepo trzyma się regulaminów kosztem faktycznej skuteczności. Tak właśnie wygląda dziś obraz wielu instytucji odpowiadających za najważniejsze dane makroekonomiczne, które niegdyś stanowiły fundament decyzji gospodarczych, a dziś przypominają biurokratyczny teatrzyk. Niedoszacowanie, estymacje zamiast twardych pomiarów i archaiczne procedury przy wskaźniku CPI w USA to tylko wierzchołek góry lodowej.

Niedoszacowania inflacji i rosnące nierówności
Koszyk CPI w USA niedoszacowuje realnego wpływu inflacji na najuboższych. Jak podało CNBC, osoby zarabiające poniżej 50 tys. USD rocznie potrzebują średnio 157 tys. USD, aby żyć „komfortowo”, a ci zarabiający ponad 100 tys. – aż 246 tys. USD.

Taka rozbieżność tłumaczy, dlaczego bogaci politycy i eksperci finansowi często nie rozumieją rzeczywistości wyborców. Przykłady z Niemiec – AfD na poziomie 26% i CDU z 24% – są odzwierciedleniem rosnącego społecznego napięcia. Do tego dochodzą manipulacje metodyczne, jak zaniżanie kosztów mieszkania czy kontrowersyjna zmiana liczenia ubezpieczeń zdrowotnych w latach 2023–24.
Świat dostarcza przykładów, gdzie wskaźniki inflacji stają się narzędziem politycznym: w Bułgarii 82,8% spadku kosztów opieki zdrowotnej pozwala spełniać kryteria euro; w Australii subsydia na media zaniżają CPI o 0,5 pkt proc., skutecznie torując drogę do obniżki stóp procentowych.

CYNICZNYM OKIEM: To tak, jakby malować ściany w zawalającym się domu i ogłaszać sukces remontu. Dane wyglądają „ładnie”, choć fundament gospodarki dalej pęka.
Inflacja jako narzędzie władzy. Wojna o Fed i polityczne gry
Raport CPI w USA pokazał inflację główną 2,7% r/r, wciąż powyżej celu 2%. Inflacja bazowa utrzymała się na 3,1%, a „super core” rośnie trzeci miesiąc z rzędu. Nie ma tu wybuchu inflacji od taryf, ale brak podaży w kluczowych segmentach, jak żywność czy energia, jest uderzający. To opóźniane napięcie, które w końcu znajdzie ujście – także polityczne.

Sekretarz Skarbu Bessent sugeruje obniżkę stóp o 50 pb, a Donald Trump atakuje Powella, domagając się jego odwołania. Financial Times spekuluje o możliwym mianowaniu „inflacjonisty” na szefa Fed, co dla rynków może oznaczać gwałtowne tąpnięcie zaufania.
Lenin ostrzegał, że „burżuazję można zmiażdżyć między młotem podatków, a kowadłem inflacji” – dziś te słowa nabierają nowej mocy. Nowi lewicowi liderzy chętnie inspirują się takimi tezami. Tymczasem instytucje, które powinny pilnować stabilności, nie podejmują problemu serio, a ceny złota i Bitcoina pokazują już zerwane więzi zaufania.
CYNICZNYM OKIEM: Inflacja to dla polityków i banków centralnych wygodne narzędzie – działa po cichu jak podatek, a winę można zrzucić na „czynniki globalne” albo „niespodziewane wstrząsy”.
Kulisy absurdów. Globalna gospodarka – realne fronty
Dane o zatrudnieniu w USA to przykład rynkowej świętości, która w praktyce jest statystyczną mistyfikacją: niska stopa odpowiedzi, modele fikcyjnych „urodzeń i zgonów” biznesów, pomijanie milionów nieudokumentowanych pracowników i stałe korekty przekreślające wcześniejsze szacunki. To próba mierzenia mikrozmian w gigantycznej, dziewięciocyfrowej sile roboczej – w najlepszym razie błąd zaokrąglenia, w najgorszym – pretekst do mylenia opinii publicznej.
OPEC podnosi prognozy popytu na ropę w 2026 i obniża prognozy podaży spoza kartelu – to sygnał napięcia na rynkach surowców, który podważa sens dalszych obniżek stóp w krajach importujących energię.
Europa reindustrializuje się przez zbrojenia, Ukraina trzyma kurs „zero ustępstw”, a w tle toczy się wojna gospodarcza: Chiny vs. Kanada, dylematy Indii w sektorze tekstylnym, a nad tym wszystkim unosi się widmo komputera kwantowego – USA i Chiny biją o niego rekordy ambicji.

CYNICZNYM OKIEM: Wkrótce nie dane makro, lecz algorytmy kwantowe będą decydować, kto wygra globalną rywalizację. Europa i Australia mogą wtedy się obudzić jako gracze drugiego sortu.
Potrzebujemy rzetelnych danych ekonomicznych jak powietrza. Obecny stan pomiarów i instytucji jest jednak daleki od tego, co można uznać za bezpieczny fundament polityki gospodarczej. Bez tego nie ma mowy o przewidywaniu kryzysów, odbudowie zaufania ani stabilności politycznej – zostaje nam tylko poruszanie się w mgle liczb i narracji, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.


