Hamburg, jedno z najważniejszych i najsilniejszych gospodarczo niemieckich miast przemysłowych, które rocznie generuje 20 miliardów euro wartości dodanej do gospodarki, stoi na progu katastrofy, a napędzane przez „zielonych” polityków i aktywistów szaleństwo zmierza do całkowitej dekonstrukcji jego przemysłowej potęgi w ciągu najbliższych 15 lat.
Temu absurdalnemu scenariuszowi przyklaskuje zaskakująco duża część mieszkańców – w niedawnym referendum o nazwie Zukunftsentscheid z 53,2% głosów zatwierdzono zobowiązanie Hamburga do osiągnięcia neutralności węglowej już do 2040 roku. To nie tylko pięć lat wcześniej niż ogólnoniemieckie cele środowiskowe, ale prawdziwe zastrzelenie ekonomicznej przyszłości miasta.
Hamburg – bogactwo i ruina
Położenie nad rzeką Łabą oraz fakt, że to miasto portowe, siedziba trzeciego co do wielkości portu Europy, uczyniły Hamburg jednym z najbardziej zamożnych niemieckich regionów. Jednak ta sama siła napędowa gospodarki – przemysł i logistyka – staną się ofiarą własnej ideologicznej walki z emisjami.
Co gorsza, największą ironią jest, że Hamburg odpowiada za zaledwie 0,022% światowych emisji CO₂ – czyli mniej niż margines błędu.
Cenna lekcja: potencjalne skutki Zielonego Ładu w praktyce
Przyszłość Hamburga?
- Wszystkie systemy ogrzewania gazowego i olejowego będą musiały zostać wygaszone i zastąpione drogimi, eksperymentalnymi technologiami,
- Cała infrastruktura gazowa, konsekwentnie budowana przez pokolenia, przestanie istnieć,
- Wprowadzone zostaną restrykcyjne ograniczenia prędkości i ruchu, które zmienią miejskie życie w istną udrękę,
- Przemysł musi gwałtownie przestawić się na wodór i e-paliwa, które są jeszcze w powijakach i nie mają faktycznego rynku.
CYNICZNYM OKIEM: Hamburg w rękach młodziutkich, odizolowanych od realnej gospodarki biurokratów i hipsterów świętuje własne samobójstwo, nie mając pojęcia, że zatrzymuje się na ruchliwym rondzie, by wkrótce wjechać w przepaść.
To właśnie oni, siedząc wygodnie w centrum miasta na beneficjach systemu, dyktują warunki reszcie świata, która będzie musiała za to zapłacić – majątkiem, miejscami pracy i zdolnością do normalnego życia.
Kto zyska na deindustrializacji?
Przemysł, branże logistyczne, a także tysiące pracujących w nich osób znikną, podczas gdy populistyczne elity zyskają moralne punkty za „ekologiczną cnotę”. To klasyczny scenariusz, gdzie mieszkańcy miast z największą pewnością oskarżają klasy robotnicze i przedsiębiorców o zniszczenie planety, nie zdając sobie sprawy, że niszczą jednocześnie stabilność swoich własnych żyć.
Cały ten „zielony plan” to szybka droga do przekształcenia Hamburga w miasto-ducha – pustkowisko gospodarczego i społecznego rozkładu.
Inwestycje, które wymusza polityka ekologiczna, zamiast ratować planetę, skazują ją na powolny upadek, zwłaszcza tam, gdzie ekologia nie idzie w parze z ekonomiczną realnością.
Hamburg, choć dzisiaj bogaty i rozwinięty, zmierza ku ekologicznemu rajowi, który będzie świadectwem jak polityczne szaleństwo potrafi spalić mosty do przyszłości.
Narzekania na przemysł zostaną zastąpione brakiem miejsc pracy, a hałas demokracji – pustką opustoszałych fabryk.
Gdy przywódcy tacy jak Ebba Busch triumfują nad źle pojętym „zielonym dobrem”, cały kraj powinien uważać, by nie stać się tylko kolejnym mitem upadku nowoczesności – „hamburskim eksperymentem”, jakiego nie będzie chciał wspominać żaden przyszły historyk.


