Nie ma w Polsce drugiego nazwiska, które tak silnie rozgrzewa emocje w środowisku wojskowym i publicystycznym jak Sławomir Petelicki. Twórca jednostki GROM, człowiek z ogromnym autorytetem wśród żołnierzy, ale też postać owiana tajemnicami i kontrowersjami – od komunistycznych powiązań, przez działalność w wywiadzie PRL, po dramatyczną śmierć, wciąż budzącą wątpliwości śledczych i opinii publicznej.
W autorskim programie Tomasza Drwala gościem był Wojciech Sumliński, dziennikarz śledczy i autor książki Niebezpieczne związki Sławomira Petelickiego, który o generale mówi wprost: „To człowiek, którego życie zaczęło się od kłamstwa, ale skończyło na prawdzie – i za tę prawdę zapłacił najwyższą cenę.”
Od dziecka systemu do żołnierza elity
Petelicki wychował się w samym sercu czerwonej arystokracji PRL – w alei Róż w Warszawie, razem z synami komunistycznych dygnitarzy.
„Ojciec Petelickiego nie był w Armii Krajowej, jak później lubił opowiadać generał. Był zrzucony z sowiecką jednostką na teren okupowanej Polski, by zwalczać żołnierzy AK. To był wierny sługa Moskwy.” – mówi Sumliński.
Dzięki ojcowskiemu protektoratowi Sławomir wyrastał w bezkarności. „Nie dostał się na prawo? Jeden telefon. Nie zdał języka angielskiego? Jeden telefon. Zamarzył o karierze szpiegowskiej? Jeden telefon – i już był w wywiadzie.”
Szybko trafił na placówkę w Stanach Zjednoczonych, ale zamiast sukcesów – kompromitacja. Sumliński przytacza źródła: „Był szpiegiem fatalnym. Rezydentura w USA przesyłała raporty o jego całkowitej nieudolności. Brylował za to Cadillacami i whisky. Zrobił showmana z roli szpiega.”
Z Ameryki trafił do Szwecji – tam znowu incydent: pijany Petelicki krzyczał do szwedzkiej policji „Zostawcie mnie, jestem polskim szpiegiem!”.
Wysłano go z powrotem do kraju. Zamiast zaszczytów – degradacja.
Ale fortuna miała z nim inne plany.
Narodziny GROM-u – przypadek i geniusz
Pod koniec lat 80. gen. Petelicki dostał z rąk swojego protektora, gen. Rozłubielskiego, tajne opracowania dotyczące struktury nowoczesnej jednostki antyterrorystycznej. Projekt ten powstał jeszcze w PRL, jako zabezpieczenie przed ucieczkami Polaków samolotami na Zachód.
„Kiszczak chciał stworzyć jednostkę zdolną do eliminowania ‚terrorystów’ – czyli dezerterów. Ale po transformacji systemowej Petelicki podał ten projekt nowej władzy jako swój pomysł.”
W 1990 roku narodził się GROM, jednostka, która już kilka lat później wykonywała operacje na Dominikanie i Bliskim Wschodzie. Amerykańskie służby były pod wrażeniem.
„Był beznadziejnym szpiegiem, ale genialnym dowódcą GROM-u. Żołnierze mówili krótko: poszlibyśmy za nim w dym.”
Sukces i blask Petelickiego były jednak krótkotrwałe.
Wkrótce przypomniano mu o jego przeszłości.
Upadek, biznesy i brudna III RP
Zdymisjonowany po konflikcie z ówczesnym ministrem obrony, Petelicki zanurzył się w świat biznesu z dawnymi ludźmi służb.
Zasiadał w radach nadzorczych spółek powiązanych z WSI. Sumliński relacjonuje:
„Handlował kontaktami i lojalnością. Pracował dla firm, gdzie wspólnikami byli oficerowie WSI i ludzie służb – m.in. Lichocki, mój dawny informator i późniejszy prowokator.”
Mimo lukratywnych kontraktów, Petelicki coraz częściej pojawiał się w mediach jako celebryta – ekspert od bezpieczeństwa i komentator.
Żył wygodnie, ale wciąż z cieniem dawnych układów nad głową.
I wtedy przyszedł rok 2010.
Katastrofa smoleńska.
Smoleńsk – moment przełomu
Dla Petelickiego to był symboliczny Rubikon.
„Wszystko zmienił Smoleńsk” – wspomina Sumliński. – „Z człowieka, który lubił popularność i pieniądze, stał się kimś gotowym wszystko poświęcić, by powiedzieć prawdę.”
Generał ujawnił kulisy tworzenia oficjalnej narracji o katastrofie.
Jak twierdził, Donald Tusk i jego ludzie rozsyłali SMS-y do zaufanych osób, instruując, „jak relacjonować tragedię, by trzymać się jednej linii”.
Od tej chwili Petelicki był wrogiem publicznym.
„Przeszedł na dobrą stronę mocy” – miał mówić Romualdowi Szeremietiewowi – „ile można służyć złym sprawom?”
Tajemnicza śmierć generała
16 czerwca 2012 roku. Polska żyje meczem Polska–Czechy podczas Euro.
Petelicki schodzi do garażu po wodę źródlaną. W jednej ręce trzyma baniak, w drugiej – broń.
Strzela sobie w głowę. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja.
Brak listu pożegnalnego, brak munduru galowego, brak odcisków palców na broni.
Zamiast jednej kuli – dwie.
Sumliński mówi wprost: „To absurdalna historia. Nie ma śladu jego odcisków na broni, a śledztwo umorzono po kilku tygodniach. Opisano miejsce zgonu – reszta stron była wybielona. Wersja samobójstwa to kpina.”
Z pomocą prawnika udało się uzyskać pełny wgląd do materiałów:
„Po analizie akt wiemy: błędy, matactwa, a może i celowe działania. Gdyby to był przypadek, byłby to cud chaosu. Ale to nie był przypadek.”
CYNICZNYM OKIEM W trzeciej RP śmierć ludzi, którzy wiedzą za dużo, to nie dramat – to procedura. Leper, Petelicki, generałowie i ministrowie – giną niby „z własnej woli”, a państwo zdejmuje ręce, mówiąc, że wszystko w porządku. To nie słabość systemu, to jego funkcja – niewygodni eliminują się „sami”.
Kim naprawdę był Petelicki?
Człowiekiem wielu twarzy. Dla żołnierzy – liderem i ikoną.
Dla dziennikarzy śledczych – przykładem przemiany i ofiary własnej odwagi.
Dla władzy – problemem, który zamilkł w najwygodniejszy sposób.
Sumliński przyznaje: „Nie ma dowodów, że chciał umrzeć. Nie miał długów, nie był chory, nic w jego życiu nie wskazywało na zamiar samobójstwa. Miał za to jedną rzecz – wiedzę. Wiedzę o ludziach, którzy tworzyli nową rzeczywistość i których lojalność wobec Polski była przynajmniej wątpliwa.”
Ostatnie słowo
Dziś, trzynaście lat po jego śmierci, sprawa stoi w miejscu.
„Zostawiono to, jak było. Bo tak jest wygodnie” – mówi Sumliński.
Dla Tomasza Drwala, prowadzącego rozmowę, to historia człowieka, który umarł, ale w pewnym sensie – ocalił się.
„Z kłamcy stał się bohaterem. Z lojalnego wobec systemu – lojalnym wobec prawdy. A Polska, jak zawsze, uczciła go zniczami, nie sprawiedliwością.”
W świecie, gdzie granica między bohaterstwem a zdradą jest cienka jak papier, historia generała Petelickiego w programie Tomasza Drwala to nie tyle biografia, co moralna przypowieść o Polsce. O kraju, w którym zdradę można odkupić czynem, ale prawdy – wciąż nie da się powiedzieć bezkarnie.


