Francja w 2025 roku stoi na pełnym rozchwianiu polityczno-gospodarczym i finansowym. Pomimo częstych zmian w rządzie, sytuacja nie tylko nie poprawia się – staje się coraz bardziej groźna, a zwisające nad krajem widmo kryzysu dwudziestolecia przypomina o nadciągających niebezpieczeństwach, które mogą rozlać się na całą strefę euro.
Autor poleca: Francja tonie w długach, a EBC przykrywa to ułudą bezpieczeństwa
Pięć rządów w trzy lata – polityczny rollercoaster bez efektów
Od początku kadencji Emmanuela Macrona zmieniały się składniki gabinetu niemal bez końca – pięć rządów na przestrzeni zaledwie trzech lat symbolizuje polityczny impas. Kraj pogrążony jest w paraliżu parlamentarnym i braku reform, uniemożliwiając wykonanie niezbędnych działań.
Sytuację opisuje Sébastien Lecornu, nowy premier, który odziedziczył po Bayrou trudne dziedzictwo. Francja utrzymuje ekstramalny poziom socjalizmu – wydatki rządowe sięgające 57% PKB działają jak środek usypiający społeczeństwo, zanurzone w przesycie usług i zależności.
- Dług publiczny przekroczył 114% PKB, a deficyt sięga 5,6%.
- Towarzyszą temu napięcia klasowe i wzrost subkultur, które destabilizują spójność społeczną.
- System działa niczym budynek na piasku, gdzie nowe pożyczki spłacają starą dziurę – klasyczny schemat Ponziego teoretycznie nieuchronnego załamania.

Krach na horyzoncie? Rynek obligacji nie śpi
Zmiana w postrzeganiu ryzyka na rynkach jest wyraźna: rentowność dziesięcioletnich obligacji francuskich wzrosła do 3,57% – najwyższego poziomu od dekady, a spread wobec niemieckich bundów zwiększył się do 75-80 punktów bazowych.
To wymowny znak – rynek zaczął karać Paryż za polityczną niestabilność i gospodarczą nieefektywność.

Model niemieckiego porządku kontra francuska anarchia
Podczas gdy Niemcy utrzymują względną dyscyplinę, Francja staje się słabym ogniwem strefy. Zatraciła zdolność do przeprowadzenia realnych reform, kurczowo trzymając się rozdmuchanego systemu wydatków socjalnych.
- Nawet nowe podwyżki podatków i opłat za energię nie są w stanie wyprowadzić kraju na prostą, a wzrost dochodów jest iluzoryczny.
- Oryginalne Recepty z Maastricht już dawno utraciły swój sens – dziś Unia Europejska bardziej przypomina ser szwajcarski niż jednolity blok polityczny i ekonomiczny.
Europa żyje na kredyt: nieskończone interwencje Europejskiego Banku Centralnego, zakupy obligacji na rynku wtórnym i sztuczne utrzymywanie niskich stóp procentowych tworzą kondycję „ekonomii zombie”, gdzie przedsiębiorstwa i rządy funkcjonują na pół życia.
Model wysysania kapitału nie przynosi wzrostu ani innowacji, a rosnąca zadłużona masa zamienia się w kulę u nogi.

Zmęczenie globalizacją i upadek współpracy. Groźba eksplozji finansowej
Francja nie może już liczyć na bezwarunkową pomoc USA ani status faworyta w strukturze globalnej. Zmiany geopolityczne i regulacje unijne, jak Digital Services Act, marginalizują jej pozycję w oczach Waszyngtonu.
System maskuje realne problemy niskimi stopami i sztucznym wsparciem płynności, ale fundamenty zaczynają pękać. Francja jest punktem zapalnym, którego upadek może zapoczątkować efekt domina.
Wołanie o ratunek rozbrzmiewa z Paryża, ale czy będzie słyszane – tego nie wiadomo. Stagnacja, polityczny marazm i rosnąca spirala zadłużenia to przepis na katastrofę.
Francja na krawędzi: między iluzją, a rzeczywistością gospodarki, gdzie polityka wypala się, a rak płatniczy długu tli się coraz mocniej.
To historia nie tylko kraju, ale całej Europy, która na naszych oczach może zmienić się w kontynent zadłużony, niestabilny i pozbawiony perspektyw. Rząd i UE stoją przed wyborem: podjąć radykalne reformy albo pozwolić, by system zatonął pod falą długów i społecznych napięć.
Na ten moment nad francuskimi politykami wiszą ciemne chmury, a nadzór EBC przypomina straż pożarną gaszącą pożar benzyną. To preludium do poważnych kryzysów, które mogą niebawem ogarnąć całą strefę euro – i świat.


