Niedawno świat nauki obiegła zaskakująca wiadomość z MIT Technology Review. Trzech uczonych ze Stanforda sugeruje, że „etycznie pozyskiwane ‘zapasowe’ ludzkie ciała, czyli tzw. bodyoidy, mogą zrewolucjonizować medycynę.” Ten termin odnosi się do niezwykłych, sztucznie tworzononych przez naukowców z komórek macierzystych ludzkopodobnych ciał, które nie mają mózgów i świadomości. W teorii mają służyć do testowania leków lub pozyskiwania organów, co ma być „bardziej etyczne” niż eksperymentowanie na zwierzętach.
Bodyoidy – żywe, ale bez mózgów i świadomości
Bodyoidy to istoty, które są niemal ludzkie, ale tak zmodyfikowane, by nie mogły cierpieć ani myśleć. Mają „twarze” i ciało ludzkie, lecz pozbawione są zasadniczej cechy człowieczeństwa – świadomości. Wciąż nie potrafimy ich stworzyć, ale rozwój nauk jak obróbka genów czy sztuczne macice może to umożliwić lada chwila.
CYNICZNYM OKIEM: To ludzkie ciała-zombie, bez duszy i bezmyślne – idealne dla naukowców, by robić z nimi, co chcą, i nie ryzykować etycznych rozterek. To mniej przerażające od horrorów, a bardziej odrealnione, bo sprzedane jako „etyczny postęp”, choć to biologiczni niewolnicy, bez praw i godności.
Naukowcy stworzyli nawet żywe syntetyczne zarodki, tzw. embrioidy, które rozwijają się niemal jak prawdziwe, ale są niszczone zanim mózg czy serce zdążą się wykształcić. Bodyoidy to naturalny krok dalej, oferujący „zapasowe” ciała do badań na miarę XXI wieku.
Co to znaczy być martwym? Kryteria śmierci mózgowej to dziś standard medyczny, rozdzielający funkcję mózgu od funkcji organizmu. Pacjent uznany za martwego mózgowo nadal żyje z pomocą respiratora, jego narządy działają i mogą służyć do transplantacji. Czy więc pacjent „żyje” czy „jest martwy” stanowi definicyjną sprzeczność.
Podobnie bodyoidy – organizmy żywe, które nie są „ludźmi” ani w sensie neurologicznym, ani etycznym, ale nadal są naszą nową, chwilowo niepokojącą rzeczywistością nauki.
Bodyoidy – potworność nazywana postępem
Może najgłębszą kwestią jest, że takie bytności mogą umniejszać prawdziwy status osób, które też nie mają świadomości – pacjentów w śpiączce czy z anencefalią. Jednak ich twórcy ignorują te dylematy, nie potrafiąc nawet jasne określić, czym bodyoidy są.
CYNICZNYM OKIEM: Tworzenie ciał bez duszy, których można używać jak nieumarłych narzędzi – czy to nie czysta apoteoza technologicznego barbarzyństwa? Skoro jawnie triumfuje postulat „bez świadomości = bez praw”, to gdzie jest granica między postępem a moralnym upadkiem?
Czy świadomość i człowieczeństwo staną się nową walutą, wobec której parszywe są wszystkie pozostałe istoty?
To, co najbardziej oburza, to fakt, że współczesna medycyna traktuje osoby ze śmiercią mózgową jak żywe organizmy podłączone do maszyn, gotowe do eksploatacji organów. Sytuacje, gdy serce bije nawet po wyłączeniu respiratora, podważają ideę prawdziwej śmierci.
Bodyoidy wpisują się w tę kontrowersję – to życie w stanie „niepełnej śmierci”, które pozwala naukowcom legalnie i bez etycznych konfliktów testować, modyfikować, a nawet uszkadzać.
Bodyoidy to nowa granica medycyny i bioetyki – „żywe nie-żywe” istoty, które są z jednej strony biologicznie ludzkie, a z drugiej pozbawione cech człowieczeństwa. To, czy ta wizja stanie się standardem, zależy od naszej zdolności do zachowania człowieczeństwa w twarz postępu technologicznego.
Bo pytanie brzmi: czy chcemy być świadkami narodzin nowych „zombie”, które będą służyć nauce bez jakiegokolwiek prawa do życia, czy wybierzemy etykę ponad zimną kalkulację powiek otwierających się w laboratoriach przyszłości?
Mamy szansę na odpowiedź, zanim bodyoidy staną się rzeczywistością, której nikt już nie będzie mógł zatrzymać.


