Jeszcze cztery lata temu chiński rynek nieruchomości to była największa klasa aktywów na planecie – kolektywne marzenie o nieskończonych zyskach, bezpieczeństwie i powtarzalnym sukcesie. Tak było do czasu pandemii, która nie tylko zamroziła aktywność na rynku, ale i przełamała jego mit. Od tamtej pory rynek mieszkaniowy w Chinach pogrążył się w chaosie, notując zapaść cen, falę bankructw deweloperów i pełzającą deflację.
Najnowszy plan: państwowe firmy mają kupować niesprzedane mieszkania
Znaczna część majątku chińskiej klasy średniej ulokowana jest w nieruchomościach, a ich krach przełożył się na spiralę spadku popytu, obniżenie wydatków konsumenckich i rekordowe wstrzymanie inwestycji. Chiny zamiast odważnej akcji kredytowej wybrały festiwal półśrodków i biurokratycznych improwizacji, które śmiało można by nazwać„centralnym planowaniem na sterydach”.

Na stole pojawił się nowy pomysł: centralnie kontrolowane, państwowe firmy mają wykupić niesprzedane nieruchomości od upadających deweloperów.
Pustostany o łącznej powierzchni 408 mln m² – nieco mniej niż powierzchnia Warszawy (517,2 mln m²) – czekają na nabywców. Państwowe firmy zarządzające złymi długami, takie jak China Cinda Asset Management, oraz przemysłowi giganci mają zostać zmuszeni do pochłonięcia tej betonozy. Niestety środki uruchomione przez bank centralny – zaledwie 300 mld juanów (42 mld USD) – to kropla w morzu wobec potrzeb szacowanych nawet na 10 bilionów juanów.

CYNICZNYM OKIEM: W świecie, gdzie beton rośnie szybciej niż pensje i możliwości migracji, centralne planowanie oznacza dziś: „kupuj to, czego nie potrzebujesz, za pieniądze, których nie masz – bo partia postanowiła, że tak będzie lepiej dla przyszłego PKB”. Inaczej mówiąc: socjalistyczna wersja „przesuwania jedzenia z jednego talerza na drugi”, tylko na skalę 60 mln mieszkań!
Próby uruchamiania złych banków (Huarong, Cinda) w praktyce kończą się ratowaniem tych instytucji, które samodzielnie stają się epicentrum ryzyka. Poza tym, skala i rozmiar nadwyżki mieszkań oraz ich niedostateczne dopasowanie do realnych potrzeb lokalnego popytu znacząco utrudniają szybką i skuteczną realizację planów. Wiele państwowych firm woli nie ryzykować obciążenia swojego bilansu pustymi nieruchomościami w mało atrakcyjnych lokalizacjach.

Powolna agonia rynku – bez impulsu kredytowego nie ma wyjścia z pułapki
Bank Centralny Chin w maju 2024 roku uruchomił program refinansowania lokalnych firm państwowych, ale do dziś przyznano mniej niż 6% zadeklarowanych pożyczek. Mimo kolejnych prób wsparcia popytu i inwestycji, sprzedaż nowych domów nadal spada – dwumiesięczny spadek na poziomie ponad 20% notują największe chińskie firmy deweloperskie. Generalnie sektor znajduje się w głębokim kryzysie, z którego nie widać szybkiego wyjścia.

CYNICZNYM OKIEM: Chiny wynalazły ekonomię cyrkularną – obracają pustostanami między firmami państwowymi jak starym pucharem przejściowym. Nie wiadomo kto jest właścicielem, kto najemcą, jaką to ma wartość, ale PKB przez chwilę się zgadza. To inżynieria finansowa rodem z powieści SF – zamienić kryzys w statystykę, a statystykę w spokój społeczny do następnej fali problemów.

Rząd promuje „nowy model rozwoju urbanistycznego” i zrównoważone planowanie przestrzenne, ale nie decyduje się na agresywny stymulus gospodarczy. Podczas gdy rynek wciąż dryfuje w recesji, wielu inwestorów oczekuje zdecydowanych działań, które jednak wciąż nie nadchodzą.
W lipcu 2025 sprzedaż domów w Chinach pogłębiła się, a kolejne obniżki cen nie zachęcają do kupna. Eksperci z UBS przesunęli prognozy ożywienia dopiero na drugą połowę 2026 roku.

Chińskie centralne planowanie to desperacka próba zarządzania kryzysem poprzez przesuwanie aktywów i pośrednie finansowanie bankrutów, zamiast realnej restrukturyzacji i wsparcia rynku. Niestety, takie działania nawlekają problem na kolejne lata, utrwalając patologię bez widocznego rozwiązania.


