W Irlandii wybuchły gwałtowne zamieszki po tym, jak media ujawniły, że 26-letni imigrant ubiegający się o azyl został oskarżony o napaść seksualną na 10-letnią dziewczynkę w hotelu Citywest, przekształconym przez rząd w ośrodek dla migrantów. To, co miało być pokojowym protestem, przerodziło się w jeden z najbrutalniejszych buntów społecznych w Irlandii ostatnich lat.
Miasto w płomieniach, naród w szoku
Ponad 2000 mieszkańców południowo-zachodniego Dublina zebrało się we wtorkowy wieczór przed hotelem Citywest w miejscowości Saggart. Tłum skandował wściekle hasła, wymachiwał irlandzkimi flagami i odpalał fajerwerki. W pewnym momencie demonstranci podpalili radiowóz, a policję – „Gardai” – obrzucono butelkami, cegłami i petardami.
Komisarz irlandzkiej policji Justin Kelly określił wydarzenia jako „czysty bandytyzm”, dodając, że funkcjonariusze byli „obiektem bezlitosnej przemocy, tylko dlatego, że wykonywali swoje obowiązki.”
Gardai po raz pierwszy od lat użyła armatki wodnej i gazu pieprzowego, a w akcji brało udział ponad 300 uzbrojonych funkcjonariuszy, wspieranych przez helikopter i jednostki psów patrolowych.
Hotel Citywest – symbol chaosu polityki migracyjnej
Hotel Citywest to luksusowy kompleks z ponad 760 pokojami, który za 148 milionów euro został w ubiegłym miesiącu przejęty przez rząd, by stać się „międzynarodowym centrum ochrony,” czyli ośrodkiem dla migrantów.
Decyzja ta już wówczas wzbudziła ogromne kontrowersje – lokalni mieszkańcy zebrali prawie 8000 podpisów przeciwko jego przekształceniu, obawiając się wzrostu przestępczości i społecznych napięć.
Teraz te obawy eksplodowały z całą mocą: informacja o gwałcie 10-letniej dziewczynki była tylko iskra w beczce dynamitu, gromadzącej się od miesięcy frustracji społecznej wobec niekontrolowanej imigracji.
Według doniesień „The Irish Times”, napastnikiem jest 26-letni mężczyzna pochodzący z kraju afrykańskiego, który od sześciu lat przebywa w Irlandii. Jego wniosek o azyl został odrzucony w 2024 roku, a mimo wyroku deportacyjnego wciąż pozostawał w kraju.
W momencie zatrzymania powiedział „Nie mam nic do powiedzenia” i natychmiast poprosił o tłumacza języka arabskiego. Policja potwierdziła, że ofiara – 10-letnia dziewczynka – znajdowała się pod opieką państwową i zaginęła podczas wycieczki do centrum Dublina.
Społeczny gniew kontra polityczna poprawność
Minister sprawiedliwości Irlandii, Jim O’Callaghan, potępił zamieszki i ostrzegł, że „wszyscy uczestnicy staną przed sądem.” Jednocześnie usiłował uspokoić nastroje, twierdząc, że przemoc nie odzwierciedla postaw „większości mieszkańców Dublina.”
Ale dla wielu obywateli była to kropla, która przelała czarę goryczy. W mediach społecznościowych trwa eksplozja gniewu – wielu zarzuca rządowi, że ignoruje bezpieczeństwo obywateli w imię poprawnej politycznie narracji i unijnej solidarności migracyjnej.
O’Callaghan posunął się do stwierdzenia, że protesty mogą mieć „cechy kampanii rosyjskiej dezinformacji”, co wielu komentatorów uznało za groteskową próbę uniknięcia odpowiedzialności.
CYNICZNYM OKIEM : Ten sam rząd, który budował narrację o solidarności i empatii wobec migrantów, zapomniał o własnych obywatelach, którzy nie mogą pozwolić sobie na mieszkanie, mają coraz droższe jedzenie, a dzieci uczą się w przepełnionych szkołach. Zielona Wyspa przestaje być miejscem dla Irlandczyków – staje się eksperymentem humanitaryzmu, który wymknął się spod kontroli.
Zderzenie liberalnych ideałów z brutalną rzeczywistością masowej migracji coraz częściej kończy się przemocą, strachem i podziałem społeczeństw.
Irlandia, uchodząca za „zieloną wyspę postępu”, stała się kolejnym europejskim krajem, gdzie realne problemy bezpieczeństwa zaczynają rozsadzać ideologiczne bańki poprawności politycznej.
Zamieszki w Dublinie to nie tylko lokalny wybuch gniewu, ale sygnał ostrzegawczy dla całej Europy. Coraz więcej obywateli ma dość – nie tylko imigracji, ale obłudy elit, które obiecują bezpieczeństwo, a dostarczają chaosu.
Irlandczycy, z deszczu poprawności, trafili w pożar niepokoju – i wyglądają na gotowych, by ten ogień tlił się jeszcze długo.
CYNICZNYM OKIEM: Polityczna poprawność w Europie osiągnęła nowy poziom absurdu – oto rząd, który gasi pożar benzyną, oskarżając protestujących o brak empatii, zamiast zapytać, czemu gniew się narodził. Gdy 10-letnie dziecko staje się ofiarą, a winę rozmywa się w gąszczu usprawiedliwień, społeczeństwo w końcu eksploduje. To już nie są „prawicowi ekstremiści” – to zwykli ludzie, którzy widzą, że ich kraj przestaje należeć do nich.


