Wielka Brytania stoi na progu cyfrowej rewolucji… ale czy na pewno jest na nią gotowa? Premier Keir Starmer bez ogródek ogłosił, że od obywateli i mieszkańców Wysp oczekiwane będzie posiadanie cyfrowego dokumentu tożsamości – BritCard, który stanie się warunkiem nie tylko korzystania z usług publicznych, ale też… pracy.
CYNICZNYM OKIEM: BritCard to nie tylko kolejny dowód tożsamości, to nowa forma cyfrowego kagańca. Wielka Brytania idzie śladami państw, które zamiast wolności oferują totalną kontrolę – jak Orwell spotyka technologię.
Co to jest BritCard i dlaczego jest obowiązkowa?
Nowy system cyfrowego ID ma uprościć życie – w teorii.
Pomóc w weryfikacji użytkowników wobec banków, właścicieli mieszkań, instytucji socjalnych, czy usług publicznych takich jak opieka nad dziećmi. Brzmi niewinnie? W praktyce oznacza kontrolę państwa nad każdym aspektem życia codziennego.
- BritCard będzie konieczne do udowodnienia prawa do pracy. Bez niej nie dostaniesz zatrudnienia.
- To nie kolejny dokument do noszenia w portfelu, to aplikacja na smartfonie, która będzie śledzić twoje transakcje, miejsca, usługi.
- Brak akceptacji lub odmowa korzystania grozi praktycznym wykluczeniem z życia społecznego i gospodarczego.
Co naprawdę stoi za cyfrowym ID?
Rząd uzasadnia to walką z nielegalną imigracją – chcą uniemożliwić osobom bez prawa pobytu znalezienie legalnej pracy. Problem?
- Nielegalni imigranci i tak pracują bez względu na papiery, korzystając z podziemnego rynku pracy.
- Ci, którzy legalnie ubiegają się o azyl i zgodę na pobyt, już teraz mają dostęp do biometrycznego ID.
- Cyfrowe ID nie zatrzyma przemytników ludzi ani nie zlikwiduje ogromnego biznesu pracy na czarno.
CYNICZNYM OKIEM: Prawdziwym celem BritCard nie jest „ochrona rynku pracy” czy „bezpieczeństwo”, a budowa cyfrowej inwigilacji i centralna kontrola dostępu do wszystkiego, co ważne – od kont bankowych po prawo do mieszkania i opieki zdrowotnej. To narzędzie do ujarzmienia społeczeństwa.
Polityczna gra i globalne powiązania
BritCard to dziecko globalnego planu SDG 16.9 ONZ, realizowane przy wsparciu think tanków jak Trilateral Commission i fundacji Tony’ego Blaira. Na dzień dobry spotkała się z ogromnym sprzeciwem społecznym – ponad 2,8 miliona osób podpisało petycję przeciwko obowiązkowemu cyfrowemu ID w UK.

Z pozoru brytyjski system One Login już oferuje podobne funkcje – interoperacyjne połączenie danych z paszportów, praw jazdy i innych dokumentów. Ale BritCard ma być krokiem dalej – w stronę scentralizowanego, wszechobecnego systemu nadzoru.
Kontrakty na systemy digital ID trafiły do firm takich jak Accenture, Palantir i Oracle, których powiązania z elitarami finansowymi i światową władzą są mocno udokumentowane.
- Peter Thiel, Larry Ellison i związane z nimi grupy sprawują znaczący wpływ na rządowe procesy cyfryzacji.
- Palantir specjalizuje się w nadzorze i analizie danych również dla brytyjskich służb i służby zdrowia.
CYNICZNYM OKIEM: To nie przypadek, że prawo do prywatności i wolności chyli się przed imperium korporacyjno-państwowego nadzoru cyfrowego. BritCard to narzędzie dla tych, którzy chcą kontrolować każdy ruch obywatela, pod pretekstem bezpieczeństwa i „efektywności”.
Przyszłość bez BritCard? Wyjątkowo trudna
Historia sprzeciwu wobec krajowych kart ID w Wielkiej Brytanii jest długa i krwawa: represje, protesty i zniesienia od I wojny światowej. Brytyjczycy nie chcą powrotu do systemu, który kojarzy się z inwigilacją i utratą swobód.
Niemniej jednak rząd Starmera wprowadza BritCard metodą faktów dokonanych – mimo społecznych protestów, mimo debat o wolności i prywatności. W efekcie, gdy ta kontrowersyjna inicjatywa ostatecznie upadnie, pole zostanie przygotowane dla innej formy cyfrowej kontroli – może mniej widocznej, ale znacznie bardziej skutecznej.
BritCard to nie tylko cyfrowy dokument – to zapowiedź ery, w której wolność i prywatność mogą stać się towarami deficytowymi, a każdy obywatel będzie musiał poddać się cyfrowemu nadzorowi.
To walka o nasze życie, pieniądze i prawa, która dzieje się już teraz, a wynik tej batalii będzie mieć wpływ na przyszłość każdego z nas.
Pozostaje pytanie, czy społeczeństwo zda sobie z tego sprawę, zanim będzie za późno na sprzeciw.


